GTW W PODRÓŻY Stary - nowy Polańczyk

O naszych corocznych wyprawach pod namiot do Polańczyka pisałam już wielokrotnie. Jeżdżę tam z moim ukochanym już od 6 lat. Tegoroczny wyjazd był jednak zupełnie inny.



Widok  na Solinę z punktu widokowego w Polańczyku

Każdego roku pakowaliśmy torby, namiot, śpiwór i materac
i wyruszaliśmy to tej urokliwej miejscowości nad Soliną. Zwykle jechaliśmy z przyjaciółmi, a wyprawy te zweryfikowały już kilka naszych znajomości. Przyjaźnie się rozpadały i umacniały właśnie na wakacjach w Polańczyku.
                        

Droga w Polańczyku

W tym roku pojechaliśmy wcześniej niż zazwyczaj. W czerwcu wykorzystaliśmy długi weekend na wycieczkę. Wahaliśmy się czy nie wybrać się ze znajomymi na żagle na Solinę, aż w końcu okazało się, że miejsce na łódce było tylko jedno, więc sprawa się rozwiązała.
Obsesyjnie sprawdzaliśmy prognozę pogody przed wyjazdem. Miny nam zrzedły, gdy zobaczyliśmy mniej niż 10 stopni nocami. Pomimo to pojechaliśmy. Wiedzieliśmy, że ze względu na ogromną ilość wesel i wieczorów panieńsko-kawalerskich wszystkie pozostałe wakacyjne weekendy mamy zajęte. To była jedyna okazja. Zabraliśmy grube śpiwory i mieliśmy nadzieję, że nie będzie tak zimno.

Uroczy dom w Polańczyku


Wyjazd- nieogar


Na miejscu okazało się, że zapomnieliśmy naszego dmuchanego materaca, co skutkowałoby spaniem na ziemi w namiocie. Karimaty, które oferowali znajomi z łódek niewiele by tu pomogły. Jak się później okazało zapomnieliśmy jeszcze parę innych rzeczy, ale to nie było już istotne. Ponadto nie udało się nam pożyczyć samochodu, więc widoków na ruszenie się poza Polańczyk nie było. Tak samo jak na kąpiele, bo woda w Solinie była mega zimna.

Punkt widokowy w Polańczyku


Nowości


Początkowo szukaliśmy miejsca na polu namiotowym. Jakie wielkie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że pole namiotowe “U Wiktora”, na którym nocowaliśmy przez ostatnie 5 lat zostało zamknięte. Może to dobrze, bo z roku na rok było coraz gorzej. Na innym polu zaraz obok dowiedzieliśmy się, że Pan już nie przyjmuje namiotów, bo przekwalifikował się na drewniane domki. Uderzyliśmy na pole po drugiej stronie. Tam zastaliśmy przemiłą
i bardzo uczynną właścicielkę, która dała nam solidna zniżkę na… domek. Tak, pierwszy raz w życiu w Polańczyku spaliśmy
w domku. Burżujstwo po promocyjnej cenie. Było chłodno, ale zapewne nie aż tak jak w namiocie no i nie musieliśmy martwić się nocnymi burzami, prądem i czystością prysznica. Miła Pani wyposażyła nasz domek w takie rarytasy jak lodówka i czajnik elektryczny ;)

Domek w którym spaliśmy

Nasze stare pole namiotowe



Pijańczyk. Polańczyk


Na tym nie koniec nowego. Oczywiście tradycyjnie zjedliśmy pstrąganajpyszniejsze na świecie mrożone frytki,

Frytki


pływaliśmy rowerkiem wodnym,

Rowerek wodny


byliśmy w centrum, grillowaliśmy i graliśmy w bilard na przystani Unitra.
Z powodu braku samochodu postanowiliśmy dokładnie zwiedzić Polańczyk. Długo spacerowaliśmy żółtym szlakiem, który czasem znajdowaliśmy, a czasem gubiliśmy.

Żółty szlak


Odwiedziliśmy też kościół w Polańczyku, bynajmniej nie na modlitwy, ale z racji bycia fanami architektury sakralnej.

Kościół w Polańczykui


W ostatni dzień dołączyli do nas znajomi z łódek i pojechaliśmy zwiedzić zaporę w Solinie od wewnątrz. Nie mam zdjęć, ponieważ jest to obiekt o charakterze strategicznym i fotografowanie było zabronione.
Brzmi jak normalne wakacyjne zwiedzanie. Pewnie byłoby takim, gdyby nie fakt, że do tej pory Polańczyk był dla nas miejscem gdzie wypiliśmy hektolitry piwa i o dziwo budziliśmy się następnego dnia bez kaca. Jedna, wielka, kilkudniowa impreza
w plenerze pod namiotem i z grillem. Jednym słowem: Pijańczyk.

Piwo


Sezon, którego nie ma


Pierwszy raz tak wcześnie zawitaliśmy do Polańczyka. Okazało się, że w dniach 15-18 czerwca sezon się jeszcze nie rozpoczął. Budki z pamiątkami były zamknięte, potańcówki na Unitrze się jeszcze nie rozpoczęły, a mała gastronomia nie otworzyła. Najbardziej żałowaliśmy jednak, że budka z pizzą robioną przez pana, który wygląda jakby dopiero z więzienia wyszedł była nieczynna. W tym roku nie zjedliśmy naszej tradycyjnej polańczykowej pizzy.


Spacer w Polańczyku


Przez cały pobyt wspominaliśmy nasze ekscesy z lat poprzednich. Towarzyszyła temu przyjemna nostalgia i uśmiechy. Szczególnie, gdy rozpoznaliśmy miejsca naszych mocno zakrapianych imprez. Czy żałujemy, że w tym roku było inaczej? Nie :) Jesteśmy już starsi, skończyliśmy studia i nie żyjemy wieczną imprezą. Nie oznacza to, że nasze wakacje w Polańczyku już zawsze będą tak wyglądać. W przyszłym roku planujemy połączyć oba style wypoczynku. Czy się uda? Zobaczymy :)

Droga na punkt widokowy w Polańczyku

Komentarze

Popularne posty