Wręga na Kazimierzu, czyli jeden z przyjemniejszych ogródków.
Co oznacza nazwa restauracji, która jest prawdziwym łamańcem językowym? Wręga to element konstrukcyjny kadłuba statku lub samolotu. Jak się to ma do samego lokalu? Nijak.
Nie znaczy to, że restauracja jest zła. Wręcz przeciwnie- bardzo mi się
podobało.
Wręga posiada uroczy ogródek, na którym na pewno przyjemnie jadłoby się
romantyczną kolację gdyby nie fakt, że wszystkie stoliki były zajęte. Usiedliśmy,
więc w środku.
Wystrój, choć nie ma nic wspólnego z nazwą jest przytulny, interesujący,
dobrze dobrany kolorystycznie i stylistycznie. Ogólnie zachęca do spędzenia w
lokalu długiego wieczoru.
Zachęca do tego również świetna obsługa. Tak charyzmatycznego, miłego,
elokwentnego i zabawnego kelnera dawno nie miałam.
Właściwie najsłabiej w Wrędze wypada jedzenie. Mój nadziewany kurczak z
letniej oferty nie zwalił mnie z nóg ani nawet z krzesła. Owszem był dobry, ale
bez fajerwerków. Tak samo drink z truskawkami, wytrawnym winem i rozmarynem.
Brzmi jak eksplozja smaków, a było po prostu smaczne. Najlepiej wypadł
delikatny i idealnie przyprawiony grillowany filet z kurczaka zamówiony przez
mojego Lubego.
Całość obiadu: dwa dania główne, trzy piwa i jeden drink wyniosła mniej niż
100 zł, a więc bardzo korzystnie.
Podsumowując pomimo braku spektakularnych doznań smakowych zachęcam do
wybrania się do Wręgi. Może będziecie mieć szczęście i dorwiecie miejsce na
ogródku.
Ogólna ocena 8/10.
Komentarze
Prześlij komentarz