Smaki Kolonii, czyli dalszy ciąg odkrywania kuchni niemeckiej
Już podczas relacji z naszej podroży camperem po Bawarii, pisałam Wam, że moim zdaniem niemiecka kuchnia jest traktowana po macoszemu, a tymczasem kryje w sobie ogrom ciekawych smaków. Kolejne wspaniałe potrawy odkryliśmy w Kolonii.
Absolutnym numerem jeden kolońskich dań jest dla mnie Niebo i Ziemia, czyli kaszanka z puree ziemniaczanym i musem jabłkowym. Zjadłam je w restauracji Gilden in Zims, w której pierwszy raz spotkałam się z kolońskim sposobem podawania piwa. Tam nie piją z wielkich litrowych kufli, tylko z malutkich literatek. A gdy kelner widzi, że Wasza literatka jest już pusta, to podaje kolejna i tak w kółko, aż powiecie stop. W karcie natomiast nie mają kilku rodzajów piwa, tylko jeden nazwany "piwo" i jest to klasyczny jasny lager.
Drugim jedzeniowym przystankiem były ponoć najlepsze wursty w budce sieciówki My Curry Wurst. Rzeczywiście smakowały wyśmienicie.
Wyjazd do Niemiec nie mógł się odbyć bez jednego z moich ulubionych deserów, czyli strudla jabłkowego zjedzonego na tarasie restauracji Delfrer Haus z widokiem na Ren.
Na koniec mój ulubiony przedstawiciel kuchni niemieckiej- flammkuchen. Placek z dodatkami szynki, sera i pora. Był naprawdę bardzo dobry. Do tego kolejne tradycyjne niemieckie danie, którego próbowałam pierwszy raz: Pół kurczaka, czyli jak sama nazwa wskazuje gruby plaster sera, pieczywo i sałatka. Zjedliśmy te rarytasy w Brauerei Pfaffen. Miejscówka spoko tylko klienci przy stoliku niedaleko nas byli strasznie głośno, co skutecznie odbierało przyjemność jedzenia. Niestety kelner nie reagował na ich zachowanie.
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie przywieźli jedzeniowych pamiątek z Kolonii. Padło na kamienie z Renu, a właściwie na czekoladki wyglądające jak rzeczne kamienie. Ej one serio są podobne do kamieni :D Zainwestowaliśmy też w książkę kucharską z niemieckimi przepisami i kilka już udało się nam odtworzyć.
Komentarze
Prześlij komentarz