Weekand w Bratysławie
Za każdym razem będąc w Bratysławie, odkrywam coś nowego. Tym razem były sklepy, muzea i architektura.
Deszczowa Bratysława okazała się równie ładna, jak ta jesienna czy zimowa. Tym razem wreszcie udało mi się zrobić zdjęcie słynnemu bratysławskiemu "Trójkątowi Bermudzkiemu". To popularne miejsce na drinka. Skąd nazwa? Nie wiadomo. Może po kilku drineczkach ludzie tam przepadają.Oczywiście nie mogło zabraknąć spaceru ulicą Michalską i przejściem pod Bramą Michalską. Tym razem odkryliśmy tam cos nowego. Mianowicie metalową mapę „zero kilometrów”. Pokazuje ona odległości do wybranych miast świata oraz to od niej liczy się dystans do innych słowackich miast. Ładnie prezentował się też pobliski most.
Z obowiązkowego bratysławskiego "must see" zaliczyliśmy też Teatr Narodowy, Restaurację UFO i Most Słowackiego Powstania Narodowego oraz Zamek, ale tym razem nie zwiedzaliśmy go od środka. Podczas pierwszej wizyty przekonaliśmy się, że ekspozycja jest nudna i wieje pustkami.
Jednak chyba atrakcją numer jeden podczas tego pobytu okazał się najstarszy sklep z pamiątkami w Bratysławie. Wnętrze urządzane jest meblami z ubiegłego wieku, a oprócz kupienia różnych specjałów i bibelotów możemy zwiedzić mini muzeum dawnych sklepikarskich sprzętów, które utrzymywane jest ze sprzedaży pamiątek. Dostaniemy tam też tradycyjne rogale bratysławskie z makiem i orzechami. Rogale swoim kształtem nawiązują do wąsów Jana III Sobieskiego.
Bratysławakie muzea zaskakują natomiast... rozmiarem. Gdy poszliśmy do Pałacu Apponyi z nastawieniem na szybkie zwiedzanie małego muzeum wina, spędziliśmy tam 2 godziny, oglądając dużą ekspozycję poświęconą historii miasta Bratysława, które jak się okazało, ma spore tradycje winiarskie. Natomiast, gdy weszliśmy do Muzeum Farmacji zamiast kilkupiętrowej kamienicy, czekał na nas jeden mały pokoik zaaranżowany na historyczną aptekę, który można było zobaczyć za darmo.
Komentarze
Prześlij komentarz