Gtw w podróży: Górskie Chatki, czyli nigdy nie mów “nigdy”

Jestem typem księżniczki. Elegancki hotel, prąd, ciepła woda w prywatnej łazience, wyszukane śniadanie, zwiedzanie muzeów, wieczorem drink lub wino. Bardziej pasuje do mnie kapelusz niż trekkingi, a jednak w tym roku zaliczyłam trzy górskie chatki bez takich wygód.



Po pierwsze: Jak do tego doszło do cholery?! Ja w miejscu bez łazienki, w grupowej sali?! Nigdy! A jednak stało się... Odpowiedź jest prosta: ludzie. Mam wspaniałych przyjaciół, którzy wychowali się na górskich wyjazdach spędzonych w takich chatkach i postanowili zarazić mnie miłością do gór, butów trekkingowych oraz chatek o spartańskich warunkach, w których nocleg kosztuje zazwyczaj paręnaście złotych. Opłata ta pobierana jest przez dyżurnego chatkowego, a śpi się zazwyczaj na materacach/ matach, położonych na podłodze lub na pryczach. Śpiwór to rzecz niezbędna. I co? Udało się, było fajnie.

Zyndranowa

Miejscowość na Podkarpaciu i chatka o tej samej nazwie. W przybytku brak łazienki i ciepłej wody. Jest za to lodowaty strumyk, studia i drewniany wychodek z podziałem na płcie- oznaczają go chromosomy. Chatka znana jest z ogromnej ilości tabliczek przyczepionych na jej ścianach, kolekcji butelek po Żywcu i kominka w kształcie kufla do piwa. Do chatki da się dojechać samochodem, ale do cywilizacji typu sklepy i knajpy jest daleko.
Zaskoczyło mnie, że jest prąd i porządnie zrobione, zadaszone miejsce na ognisko. Nie zdziwił mnie natomiast ogrom alkoholu wieczorem. Spędziłam tam zimny, majowy weekend świętując 30- te urodziny moich przyjaciół.



Pietraszonka



Chatka w Beskidzie Śląskim w Istebnej. Tu znowu dojedziemy niemal pod same drzwi przybytku zostawiając za sobą wszelką infrastrukturę, która mogłaby być zbawieniem, gdy piwo się skończyło. Jest prąd, łazienka z zimną wodą, ale do koedukacyjnego wychodka trzeba iść na zewnątrz. Jak wszystkie chatki, ta również wyposażona jest w kuchnię z pełnym rynsztunkiem garnków, sztućców i innych niezbędnych do przetrwania rzeczy. Jeśli nie będziemy mieć kaca po nocnej imprezie to można wyjść na pobliską Baranią Górę, a wychodząc napić się piwa w schronisku.



Można też podjechać do urządzonej jak wiejska remiza pizzerii U Kruka na mega dobrą pizzę za psie pieniądze. Naprawdę to jedna z najlepszych pizz, jakie w życiu jadłam! 



Dobór składników i idealnie przygotowane ciasto zachwycają. Tylko pani barmanka raczej nie jest zachwycona swoją pracą.



Pod Potrójną



To dopiero zadupie w Beskidzie Śląskim (Śląsk to moje tegoroczne odkrycie). Tam nie da się dojechać. Zostawiamy auto na parkingu a następnie drzemy pod górę przez godzinę. Radzę zaopatrzyć się w jedzenie i picie, bo w okolicy chatki nie ma cywilizacji. Nawet zasięgu tam nie ma. Jest za to łazienka z toaletą i (a jakże!) zimną wodą, prąd, kuchnia, profesjonalne miejsce na ognisko i huśtawka. Jakąś godzinę marszu dalej jest szczyt o nazwie Potrójna, który warto zaliczyć, gdy minie kac.




Tak oto od czasu do czasu zdejmuje kapelusz i zakładam trekkingi. Czy polecam wyprawy do górskich chatek? Tak. No chyba, że nie lubicie chodzić pod górę i pić dużych ilości alkoholu. Czy to będzie moja ukochana forma turystyki? Nie. Nasza relacja to będą raczej przygodne romanse.

Komentarze

Popularne posty