GTW w podróży WIEDEŃ: Debo Pension i pamiątki z Wiednia
Cztery dni w stolicy Austrii. Na taką wyprawę, wiadomo potrzebny jest hotel. A z wyprawy, wiadomo przywozi się pamiątki, których tym razem mam wyjątkowo dużo.
Hotel Debo Pension
Standardowo do rezerwacji hotelu użyliśmy
booking.com. Póki, co portal jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
Poszukiwaliśmy noclegu blisko centrum, w
dogodnej odległości od dworca autobusowego i w dobrej cenie. Oczywiście w grę
wchodziły tylko pokoje z łazienką oraz śniadanie wliczone w ofertę.
Zdecydowaliśmy się na Debo Pansion. Za
trzy noclegi zapłaciliśmy 1013 zł. To dużo biorąc pod uwagę to, co zaoferował
nam hotel.
Lokalizacja owszem w dobrej dzielnicy- Neubau wprost usianej klimatycznymi knajpkami i w
niedalekiej odległości od centrum. Dojście do pomnika Marii Teresy i Hofburg
zajmowało nam nie więcej niż 10 min. W okolicy hotelu znajdował się sklep
spożywczy Billa z przystępnymi cenami, ale oczywiście otwarty tylko do 18
(niestety, jak wszystkie sklepy w Wiedniu).
Debo Pansion znajduje się
na Zieglergasse 18, blisko stacji metra, dlatego dojazd z dworca autobusowego
(około 2,50 euro za bilet ważny godzinę) był szybki i łatwy. Jechaliśmy liniami
1 i 3 z przesiadka na Stephansplatz.
Obsługa hotelu była hmmm…
specyficzna. Z jednej strony miła, z drugiej wyniosła i szorstka. Jeśli chodzi
o pokój to zdał egzamin całkiem dobrze. Odpowiednia ilość miejsca oraz półek, w
miarę wygodne łóżko, codzienne sprzątanie, czysta łazienka z kosmetykami,
ręcznikami i suszarką. Istotną sprawą dla mnie była odpowiednia ilość gniazdek
elektrycznych, dzięki której mogliśmy ładować na raz dwa telefony, powerbank,
korzystać z telewizora i prostownicy. Na plus było też wygodne rozmieszczenie
włączników świateł- przy łóżku i przy drzwiach. Uroczym akcentem okazały się
herbatniczki na poduszkach.
Jedyne, co mnie
zastanawia to brak wykładziny hotelowej, która w Polsce w trzygwiazdkowych
hotelach chyba jest standardem. No, ale parkiet w Debo Pension mi nie
przeszkadzał.
Rozczarowało mnie
natomiast śniadanie. W Berlinie za mniejszą kasę śniadanie było o niebo, ale to
naprawdę o niebo lepsze. Tutaj standardowe śniadanie kontynentalne: wędliny,
sery, pieczywo, warzywa, dżemy, miód, Nutella, jajka, kilka rodzajów płatków,
mleko, jogurt, kawa, herbata, sok. Bonusem były owoce i rogaliki o ile przyszło
się odpowiednio wcześnie, bo gdy coś się skończyło obsługa wcale nie dokładała
(?!). Za taką cenę oczekiwałam nie tylko piękniej rustykalnej jadalni- a taka
była, ale również mega wypasionego śniadania.
Pamiątki
Myślimy Wiedeń i co
przychodzi nam do głowy? Piwo i kawa. Zaopatrzyliśmy się w sporo, szczególnie
tego pierwszego. Do tego jeszcze wyśmienite Austriackie wino. Dobrą pamiątką są
również słodycze. Zwłaszcza kulki Mozarta nadziewane marcepanem i wafelki firmy
Manner, której logiem jest wizytówka Wiednia, czyli katedra św. Szczepana.
Ogólnie polecam całą masę słodkości, których nie można dostać w Polsce- tych od
Milki oraz od rodzimych austriackich producentów.
Z mocniejszych alkoholi
ciekawą opcją na pamiątkę jest Stroh- 80%
trunek z buraków cukrowych, który jest produkowany w Austrii. Kupiliśmy też
Shnapps’a, którego nigdy dotąd nie spotkaliśmy w Polsce.
Nie mogłam pominąć
standardowych pamiątek jak pocztówki czy naszywka z wiedeńskiego Hard Rock
Cafe. Razem z ukochanym kupujemy magnesy na lodówkę w miejscach, które
odwiedzamy wspólnie. Z Wiednia przywieźliśmy ten z “Pocałunkiem” Gustava
Klimta, który znajduje się w zbiorach Belwederu i wiedeńczycy zrobili z niego
znak rozpoznawczy miasta.
Humorystyczną pamiątką
jest breloczek z napisem “We don't have kangaroos in Austria”. Bodźcem do
powstania gadżetów z tym hasłem byli zapewne ludzie mylący Austrie z Australią
i oczekujący spotkania kangurów w środkowoeuropejskim kraju.
Całkowicie niezwykłą
pamiątka jest dla mnie szklana kulka. Ludzie często przywożą je z podróży, ale
to jest moja pierwsza. Zwykle stawiałam na inne suweniry. Dlaczego teraz
zmieniłam zdanie? Ponieważ to właśnie w Wiedniu bracia Erwin i Ludwik Perzy
otworzyli pierwszy sklep ze szklanymi śniegowymi kulami, który działa do dziś.
Kulki wypełnione wodą i białymi drobinkami miały wzmocnić światło lampy
chirurgicznej, ale wspomniane drobinki przypominały Erwinowi śnieg, więc wpadł
na pomysł umieszczenia w środku popularnych budynków i sprzedaży wynalazku,
jako dekoracji. Można, zatem stwierdzić, że szklana, śniegowa kula narodziła
się w Wiedniu. Dlatego jest idealną pamiątką z tego miasta. Oczywiście obok
góry słodyczy i piwa.
Podsumowując, jeśli nie
zależy Wam na wystrzelonym w kosmos śniadaniu to podczas pobytu w Wiedniu zanotujcie,
w Debo Pension i koniecznie kupcie wymienione wyżej pamiątki. No i nie
spodziewajcie się kangurów ;) Chyba, że w Muzeum Historii Naturalnej.
Komentarze
Prześlij komentarz