Nie lubię filmów familijnych (z małymi wyjątkami)

Od dziecka nie lubiłam filmów familijnych.

Nie lubię filmów familijnych (z małymi wyjątkami)

Nie cieszyło mnie oglądanie "Małych agentów" czy wszystkich filmów z serii "Kochanie zmniejszyłem dzieciaki". Tolerowałam przygody psa Beethovena, ale szybko mnie znudziły, gdy pojawiły się kolejne części. Historie zwierząt nie były wcale drogą do mojego dziecięcego czarnego serduszka, bo "Paulie- gadający ptak" wprost nie znosiłam. Z chęcią obejrzałam natomiast "Czarnego księcia" doceniając szlachetność stworzenia, jakim jest koń oraz za długie "Lessie wróć" z 1943. Chyba od najmłodszych lat miałam słabość do klasyki, bo jednym z moich ulubionych filmów była "Mała Księżniczka", którą przypomniałam sobie niedawno i muszę przyznać, że film jest jak na rok 1939 bardzo dobrze zrobiony i zachwyca jego dbałość o detale. Drugim moim faworytem w dzieciństwie był "Tajemniczy ogród" Agnieszki Holland. To zadziwiające jak już wtedy kształtował się mój gust filmowy w kierunku wielkich twórców i... musicali. Byłam bowiem zachwycona "Dźwiękami muzyki". Niestety inna klasyczną historię- "Niekończąca się opowieść" obejrzałam, gdy już byłam za stara i mnie kompletnie nie porwała. Od dziecka tak samo ja dziś nie porywały mnie również komedie. Już małą Grażkę wkurzały produkcje typu "Denis rozrabiaka", "Niańki" i "Pan Niania", gdzie twórcy uważali, że będę się śmiać a to z nieznośnych bachorów, a to z dużych facetów próbujących zapanować nad dziećmi. Nawet "Kevin sam w domu" (i Nowym Yorku też) mi się nie podobał i nie oglądam tej produkcji co święta. Awersja do dzieci zawsze we mnie siedziała.

Filmy animowane to zupełnie inna bajka ;) ale to już temat na oddzielny wpis lub cały cykl.

Komentarze

Popularne posty