GTW w Podróży: spacerem po Lwowie i po lwowskich knajpkach
Spacer. Powolne zwiedzanie. Te pojęcia nie funkcjonują w moim słowniku. Zawsze biegałam po mieście z wywieszonym językiem, aby zobaczyć więcej. Po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że to źle i postanowiłam wprowadzić filozofię slow do moich podróży. Lwów idealnie nadawał się na pierwszy ogień.
Lwów jest miastem ogromnej ilości pięknych uliczek i zabytkowych kamienic.
Centrum doskonale nadaje się do chodzenia “gdzie nas oczy poniosą”. Tak właśnie
robiliśmy. Spacerowaliśmy Prospektem Swobody, lwowskim rynkiem ozdobionym
klasycznym ratuszem oraz ślicznymi alejkami, podziwiając architekturę.
Niejednokrotne natknęliśmy się na prawdziwą perełkę jak na przykład
poniższa kaplica Boimów lub piękne cerkwie czy kościoły.
Podczas naszej lwowskiej majówki żar dosłownie lał się z nieba. Taka pogoda
nie sprzyja city breakowi. Dlatego niezwykle często zatrzymywaliśmy się w
różnego rodzaju knajpkach na piwo, wino, kawę lub drobny posiłek.
Sporo czasu spędziliśmy w ogródku Corks & Crumbs. Byłam niezwykle
zadowolona z orzeźwiającej frappe, którą tam piłam. Smak tej kawy już zawsze
będzie mi się kojarzył z wakacjami. Ceny jak zawsze we Lwowie niskie, a
kelnerka prawie mówiła po polsku. Uroku lokalowi dodawał fakt, że mieścił się
na bardzo ładnej uliczce.
Wieczorem po długich spacerach zapragnęliśmy, aby tradycji stało się zadość
i poszukiwaliśmy pizzerii. Nie było to proste zadanie, ponieważ około 22
większość lokali we Lwowie się zamyka (strasznie wcześnie). Załapaliśmy się
jednak jeszcze na całkiem smaczną pizzę na cienkim cieście i delikatną
cielęcinę w restauracji Felicita.
Wszystko w bajecznie niskich cenach i z obsługą mówiącą po polsku.
Uwielbiam jadać w tym mieście!
Podsumowując mój plan powolnego zwiedzania Lwowa został zrealizowany, a
pomysł przeplatania zabytków i restauracji jest najlepszą formą turystyki, jaką
kiedykolwiek praktykowałam.
Komentarze
Prześlij komentarz