GTW W PODRÓŻY Polańczyk PSTRĄG
W tegoroczne wakacje czasu na wyjazdy mam niestety bardzo mało,
dlatego to już ostatni letni wycieczkowy wpis. Nie mogło jednak zabraknąć czasu
na odwiedzenie Polańczyka. Już czwarty rok z rzędu. I również czwarty rok
spaliśmy na tym samym polu namiotowym i jedliśmy pstrąga w tej samej knajpie na głównym
skrzyżowaniu miasteczka.
Ten pstrąg to już tradycja, tak jak z resztą cały wyjazd.
Osobiście po spróbowaniu pstrąga zarówno wędzonego jak i tego z grilla
zdecydowanie preferuje wędzonego. Ruby może nie wyglądają rewelacyjnie, ale za
to doskonale smakują.
Jak widać wystrój również nie wygląda jakoś cudownie elegancko.
Przyczyniają się do tego plastikowo- papierowa "zastawa" i krzesła
rodem z osiedlowego baru "U Krysi". Jednakże ma to swój klimat, który
raczej służy temu miejscu robiąc z niego jakąś dziwną formę podkarpackiej zakapiorskiej
tawerny. Przy tym jest czysto,
a obsługa jest niezwykle miła i uprzejma.
a obsługa jest niezwykle miła i uprzejma.
Lubię to miejsce do tego stopnia, że o dziwo nie przeszkadza grill
i wędzarnia na tarasie. A ściana z patyków przeznaczonych na opał nawet mi się podoba, choć zapewne taki efekt uzyskali zupełnie przypadkowo, bo chcieli, aby były pod ręką :)
i wędzarnia na tarasie. A ściana z patyków przeznaczonych na opał nawet mi się podoba, choć zapewne taki efekt uzyskali zupełnie przypadkowo, bo chcieli, aby były pod ręką :)
Jedyne, do czego mogę się przyczepić to cena. Uważam, że ponad 50
zł za dwie ryby, dwie porcje frytek i trzy soki to trochę za dużo biorąc pod
uwagę, że raczej się tym nie najemy.
Podsumowując, jeśli kiedykolwiek
będziecie w Polańczyku koniecznie idźcie tam na pstrąga, oczywiście wędzonego.
Ogólna ocena 8/10.
Wpis otwierają i zamykają zdjęcia jeziora Solina.
Komentarze
Prześlij komentarz