MALINOWY ANIOŁ
Od paru tygodni moja przyjaciółka namawiała mnie na wyprawę do podkrakowskich Zielonek do restauracji Malinowy Anioł. W tym tygodniu wreszcie udało mi się znaleźć czas, aby tam pojechać.
Dobre pierwsze wrażenie lokal zrobił na mnie wystrojem. Ciekawie, z klasą, nieprzeładowane, ani nie wieje nudą, wszystko do siebie pasuje i wpisuje się w najnowsze trendy dekoratorskie. Do tego motyw malin i aniołów powtarza się wielokrotnie, więc wystrój pasuje do nazwy, a na tym punkcie jestem szczególnie wyczulona.
Za poleceniem mojej przyjaciółki
zamówiłam dziecięcy zestaw kurczak+ frytki+ marchewka. Tak, dziecięcy. Nie było
problemu
z zamówieniem, pomimo, że na dziecko nie wyglądam. Porcja jest mała, ale można nią zaspokoić mały głód no i kosztuje jedyne 8,90. Kurczak smakował dobrze a szczególne panierka, która była na tyle dobrze zrobiona, że nie odpadała.
z zamówieniem, pomimo, że na dziecko nie wyglądam. Porcja jest mała, ale można nią zaspokoić mały głód no i kosztuje jedyne 8,90. Kurczak smakował dobrze a szczególne panierka, która była na tyle dobrze zrobiona, że nie odpadała.
Taka decyzja nie była przypadkowa,
chciałyśmy zjeść małe danie główne alby spróbować jeszcze przystawki i deseru.
Na przystawkę pyszne duże ravioli (19,90) w dwóch wyrazistych smakach
z idealnie doprawionym farszem. A na deser chwalony przez wszystkich creme brulee (16,90). Podobno mają tam najlepszy na świecie. Niestety nie było mi dane ko końca się o tym przekonać. Naprawdę przemiłej pani kelnerce skończył się gas po opaleniu
1 centymetra deseru. Dostałyśmy, więc całkiem smaczny nieopalony creme brulee za darmo, a dodatkowo zamówiłyśmy, gnocchi z syropem malinowym na deser, które niestety smakowało
i wyglądało jak zwykłe ziemniaczane kluski polane syropem ze sklepu, ale za to nie kosztowało więcej niż 9 zł.
z idealnie doprawionym farszem. A na deser chwalony przez wszystkich creme brulee (16,90). Podobno mają tam najlepszy na świecie. Niestety nie było mi dane ko końca się o tym przekonać. Naprawdę przemiłej pani kelnerce skończył się gas po opaleniu
1 centymetra deseru. Dostałyśmy, więc całkiem smaczny nieopalony creme brulee za darmo, a dodatkowo zamówiłyśmy, gnocchi z syropem malinowym na deser, które niestety smakowało
i wyglądało jak zwykłe ziemniaczane kluski polane syropem ze sklepu, ale za to nie kosztowało więcej niż 9 zł.
Jedyne, co mam do zarzucenia to za
wysokie ceny dań głównych ze standardowego menu. Każde około 30 zł. To nie centrum
Krakowa, ani w ogóle to nie Kraków, aby tak windować ceny.
Podsumowując myślę, że warto zajrzeć do Malinowego Anioła
i sprawdzić czy creme brulee jest rzeczywiście taki dobry jak mówią oraz mieć przyjemność spotkać jedną z najmilszych pań kelnerek jakie do tej pory miałam.
i sprawdzić czy creme brulee jest rzeczywiście taki dobry jak mówią oraz mieć przyjemność spotkać jedną z najmilszych pań kelnerek jakie do tej pory miałam.
Ogólna ocena 9/10.
Komentarze
Prześlij komentarz